Grono wychowanków łódzkich placówek opiekuńczo-wychowawczych z czasów międzywojnia, których Autorce udało się z wielkim trudem odszukać odmówiło rozmowy na temat ich dzieciństwa nawet w sensie rozważań bardzo ogólnych. Nie chcieli wracać tak daleko. Od jednego z rozmówców usłyszała, że wspomnienia te jeszcze bolą, bycie gorszym, "prijuciarzem" zostawiło piętno na całym ich późniejszym, dorosłym już życiu.