Bibliotekarki, zwłaszcza te z dłuższym stażem dostrzegają zmiany społeczne i chciałyby przystosować do nich organizację bibliotek. Stąd zabiegi wokół pozyskania lokalu na czytelnię, w której dzieci mogłyby odrabiać lekcję, większe środki na zakupy nowości wydawniczych, na spotkania z autorami piszącymi dla dzieci, dostęp do Internetu itp. Bibliotekę traktują jak gospodarstwo, o które trzeba dbać i stale je unowocześniać.
Pomysł napisania tej książki zrodził się przypadkowo, podczas zajęć konserwatoryjnych z grupą studentów zaocznych w Instytucie Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Wśród kilku dyskutowanych tematów, jeden wywołał szczególnie żywy oddźwięk. „Widziane z okna biblioteki”, tak brzmiał jego tytuł. Był on pewnym ryzykiem, bo, to co tak naprawdę można zobaczyć z bibliotecznej perspektywy i czy to, co jest widoczne odpowiada rzeczywistości, czy nie jest wynikiem naszych subiektywnych ocen. Okazało się jednak, że są one wielce zróżnicowane. Jednym rzuca się w oczy bliższe otoczenie, w którym widoczne są odnowione bloki mieszkalne i parking samochodowy, na którym nie ma już maluchów, widoczny jest trzepak i ławeczka, przy której gromadzą się mężczyźni bez pracy. Nie słychać dzieci grających w dwa ognie, gdzieś się poukrywały. Pewnie oglądają telewizję i buszują w Internecie.
Z biblioteki wiejskiej widać nowo założoną kanalizację i gazociąg. To wielkie zmiany. Podobnie jak nowe omy i ukwiecone ogródki. DO biblioteki przychodzą mali czytelnicy, których rodzice pracują sezonowo za granicą. Te wyjazdy za chlebem mają swoją cenę. CO z tego, że rodzice kupują dzieciom telefony komórkowe, odtwarzacze a nawet komputery, jeżeli mają one słabe wyniki w nauce i jak nie muszą, to nie czytają.